piątek, 29 sierpnia 2014

wyznam

Wylane wino
Na wspomnienia sprzed paru kartek kalendarza
Żeby zmokły daty i godziny
I straciły wartość wilgocią.
Jaki ma sens
Jakiekolwiek łóżko zasłane dla jednej osoby
Kiedy sen tekturowy na trawie milszy jest niż
Pięć gwiazdek nad budynkiem.
Dotknij delikatnie piersi i
Stwórz pagórki dla każdego ziarna i pyłu
Ze szczytem mlecznym jak Mount Everest.
Nasącz usta kolorem Twej miłości
I dotykiem Neptuna
Uspokój fale moich włosów.
Zanurz mnie w kominku Twojego żaru
I spal mój materiał na Tobie
Żebym ja-popiół
Nozdrzami dopłynęła do krwiobiegu i serca
I już na zawsze była tam, gdzie bieg życia mnie nie zrzuci.
Chcę być
I kochać
Jak teraz
Wiecznie

Aż do popiołu.

środa, 27 sierpnia 2014

dla własnego dobra




W wazonie bezpieczeństwa
Zanurz moją głowę
I powiedz, że to dla mojego dobra
Odcinasz mi mózgownicę żebym tyle nie myślała
I napełnij wazon wodą
Bez gazu, bez tlenu, nijaką
I wsadź kwiaty
Niech zakwitną moją odżywką
Niech dadzą pąki które znikną
Nim pierwsze słońce zajdzie
I niech łodyga
Wbije mi nadzieję w oczy w mózg w usta
Żebym nie myślała
Jak umieram
Dla mojego dobra.


niedziela, 3 sierpnia 2014

chcica.

Śmiercionośnym wirusem zatruwam swoje serce.
Chciałam żyć, ale chciałam żyć jeszcze bardziej.
Pobudzić kubki te w toalecie na pastę i te na języku
Do odczuwania kolorów i urodzaju tej matki wszystkich idiotów.
Tak bardzo tego chciałam, że aż zapomniałam
Że tak bardzo chcieć w tym świecie nie można.
Że każda chcica, seksualna czy ta materialna
Chcicę chcicą zabija.
Umieram tak sobie z tego pragnienia
Które urosło jak studnia na pustyni
A chyba każdy głupek wie, że tej wody tam nie ma.
I jak można cieszyć się chcicą na chcenie

Kiedy ta chcica chcicą tylko zostaje.



p.s. dwa wiersze w jeden wieczór. depresja dnia dobija mnie doszczętnie. 

K U P A .

Skorupa zaciska się
Jak tłuszcz na patelni wokół jajecznicy
Że nie wiesz czy to gałka oczna czy jądro.
Zamykam się na dźwięki
Robię z serca puszkę
Zgniecioną w koszu po przeterminowanej coli.
Pozbawiona koloru
Jak śmieć krążę po ulicy
Przyglądając się innym śmieciom i ciesząc się ze swojej
Skromnej własnej nędzy.
Jestem robakiem
Wśród potworów
Niezauważalna choć taka sama jak reszta.
Depczą mnie po skrzydłach z których żadnego pożytku
Bo natura nie pozwoliła mi latać.
Twardo stąpam stopami po ziemi
By nie odlecieć tam gdzie czasem wiatr próbuje mnie ponieść.
Jestem gównem wśród gówna
Tylko że chociaż o tym wiem

I nie udaję kogoś kim nigdy nie będę.